wtorek, 21 lutego 2017

Realna aż do bólu..."Cztery pory roku w afgańskiej wiosce" Anna Badkhen Wydawnictwo Kobiece


Często prześladują myśli o tym, jak niewielką część świata do tej pory poznałam. Odbyłam kilka podróży, jednych bardziej aktywnych, innych mniej. Coś nowego odkryłam, gdzieś coś zobaczyłam. Ale świat jest tak wielki i tak ciekawy, że człowiek chciałby więcej i więcej. Nie mam na myśli zwykłych wakacji nad morzem. Marzy mi się poznawanie innych kultur, innych światów. Lekarstwem na moje (przynajmniej na ten moment) niespełnione pragnienia, są książki. I to nie byle jakie. Ta, o której dziś piszę, zabiera nas w bardzo daleki świat, odległy geograficznie, ale też i całkiem niepodobny do tego co nas otacza.

Anna Badhen, poprzez swoje reportaże, zabiera nas w podróż do Afganistanu. Autorka darząc tereny tego kraju wielką fascynacją, wybiera małą miejscowość, Okę. Jest ona tak niewielka, że nie jest możliwe znalezienie jej nawet poprzez GPS. Choć mało kto o niej słyszał, żyją w niej ludzie  trudniący się niezwykłym zajęciem, tkaniem i sprzedażą dywanów. Dywany te nie są zwykłymi nakryciami podłóg. Są one zapisem ciężkiej pracy, uczuć i doświadczeń kobiet je tkających. Są odzwierciedleniem tego, co działo się przez cztery pory roku w afgańskiej wiosce. A w tym punkcie świata dzieje się bardzo wiele. Trwa wojna. Ludzie nie mają co jeść. Nie maja pieniędzy na jedzenie i lekarstwa. Jedyne na co ich stać to opium, które zagłusza głód.  "Żywią się" nim sami, "żywią " nim głodne dzieci, nawet te nie narodzone. Wpływa to na wielką śmiertelność tych małych stworzeń. Ludzie Ci żyją w stanie wiecznej wojny. Autorka odwołując się do słów, którymi posłużył się Ryszard Kapuściński, traktują wojnę jako coś naturalnego, część zjawisk przyrody. 
Choć bieda jest tak wielka, ludzie Ci chętnie dzielą się z dziennikarką nie tylko swoimi przemyśleniami czy wiedzą, dzielą się także tym co mają, choć mają niewiele. 
Mimo tego dramatu, który rozgrywa się na naszych oczach, widzimy też normalny rytm życia jaki mieszkańcy prowadzą w tych ekstremalnych warunkach. Biorą śluby, mają swoje zwyczaje i przywiązanie do tradycji, mają swoje marzenia.

Ciężko napisać o tej książce, że dobrze się ją czyta. Śledzenie tekstu, owszem, nie sprawia trudności. Ale opisy wielkiej biedy, tego, że mieszkańców wioski bardziej stać na narkotyk, niż na jedzenie, ogromna umieralność dzieci, porusza i ściska serce. Jednocześnie autorka opisuje to wszystko z tak ogromnym spokojem. W niesamowity sposób oddaje dzikość tych terenów, ich nieprzewidywalność. Niebezpieczeństwo czai się wszędzie: w wodzie (bakterie czerwonki), w powietrzu (myśliwce), na lądzie (Talibowie...). Oczami wyobraźni widzi się  krainę, która wydaje się zapomniana nie tylko przez innych ludzi, ale chyba też, a może przede wszystkim, przez Boga.
Czytając nie mogłam oprzeć się uczuciu niedowierzania, że to nie jest fikcja literacka. Nie będę pisać, że warto sięgnąć po tę pozycję. Żadne zwykłe słowa nie oddadzą tego, jaki klimat w niej panuje. Książka ta, broni się sama.
Polecam ! !

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Kobiece

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz