Jest wiele prozaicznych powodów dla których sięgam po książki... By się odprężyć, by się czegoś dowiedzieć, by się pośmiać, przestraszyć, po prostu oderwać...
Ale w taki dzień jak dziś szczególnie doceniam możliwość czytania...
Kiedy od rana wszystko idzie źle... Nerwy pojawiają się tam gdzie nie trzeba, napięcie rośnie choć nikt go nie podwyższa; kiedy dochodzi do konfliktów z byle jakich powodów; kiedy ktoś na kogoś patrzy wilkiem głównie dlatego, że go nie rozumie... kiedy dzieci są bardziej płaczliwe i dokuczliwe ( a może to Ty jesteś bardziej przewrażliwiony i masz dużo mniej cierpliwości); kiedy gubisz ważne recepty na bardzo potrzebne leki; kiedy chcesz kupić bratu śmieszny prezent i okazuje się, że kosztuje on 1000 złotych ( choć na prawdę na tyle nie wygląda); kiedy chcesz komuś zrobić przyjemność , a ostatecznie się na niego wydzierasz; kiedy ktoś bliski przechodzi ciężki okres i nie jesteś w stanie pomóc, tylko pogarszasz sytuację, ... i kiedy wreszcie na koniec myślisz, że masz już to wszystko za sobą, to osoba, którą lubiłeś i szanowałeś postanawia Ci wbić ostrą szpilę, by pokazać jak wielką dobrocią się wykazuje robiąc Ci pewną przysługę, gdy tymczasem wychodzi na jaw jej małostkowość i brak własnego zdania, i kiedy w tej sytuacji uświadamiasz sobie jak wielką miałeś szansę, żeby zachować się asertywnie, ale oczywiście jak zwykle ją zmarnowałeś...
Kiedy to wszystko kumuluje się w jednym dłuuuugim dniu...wtedy otwierasz książkę na stronie 102 i... nagle to wszystko znika, a Ty sam jesteś w Nowej Gwinei...i razem z Nell Stone próbujesz zrozumieć i odkryć życie plemienia Tamów, jesteś zafascynowany osobą Banksona i już mniej lubisz Fena... ech czymże te moje problemy kiedy gdzieś indziej dzieją się takie fascynujące rzeczy...
Też tak macie?
Pozdrawiam tych, którym dzisiaj pod górę...
Ps. Kto zgadnie jaka to książka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz