sobota, 11 czerwca 2016

Głodni atakują..."Pandora" M.R. Carey Wydawnictwo Otwarte


Temat zagłady, końca świata, często powraca nie tylko w filmach, ale i w literaturze. Nasze życie pędzi, pojawiają się w nim co raz większe problemy, nie trudno więc poddać się wizji zniszczenia planety. Po ten  temat sięgnął również M.R. Carey w najnowszej powieści "Pandora".
 
Akcja książki rozpoczyna się w bazie położonej kilkadziesiąt kilometrów od Londynu. Jest to miejsce w którym prowadzone są badania  związane z wielkim Załamaniem, które dotknęło ziemię. Ludzkość została zaatakowana przez grzyb Ophiocordyceps. Ten mikroorganizm atakując przejmuje władzę nad ludzkim umysłem, zmuszając ciało tylko do jednej czynności- zjedzenia innego człowieka. Ludzie zarażeni, nazywani są Głodnymi. 
W bazie, naukowcy próbują jak najwięcej dowiedzieć się na temat tej zarazy. Badania prowadzone są w dosyć bezwzględny sposób. Przedmiotem doświadczeń są dzieci, będące nosicielami grzyba. Jedną z nich jest Melanie, bystra dziewczynka, bezgranicznie zakochana w swojej nauczycielce, pani Justineau. Dziecko jest gotowe zrobić dla niej wszystko. Życie w bazie toczy się w miarę jednostajnym rytmie, przynajmniej z perspektywy dzieci, ale wszystko zmienia się gdy placówka zostaje zaatakowana przez buntowników zwanych Złomiarzami. Wtedy pozostaje już tylko walka o przetrwanie. Melanie poznaje świat uwalniając z niego dobre i złe rzeczy niczym, Pandora ze swojej puszki.

Akcja powieści toczy się bardzo szybko.Łatwo się w nią wciągnąć. Są oczywiście momenty trzymające napięciu, gdyż nie wiadomo do końca czy bohaterom uda się przetrwać. Poza tym ciągle nie jest jasne, kto jest tym dobrym.

To co spodobało mi się najbardziej, to pomysł.Sama idea tego typu zarazy, ludzie atakujący siebie nawzajem, już wzbudziła sporo refleksji.Oczywiście nie sposób nie odnieść tego do naszej rzeczywistości.
Czy już nie jest tak, że choć bez fizycznego kontaktu, i tak po trochu "zjadamy siebie nawzajem"?  Tyle nienawiści i wrogości, która nas otacza sprawia, że czasami mam wrażenie, że zagłada już się zaczęła. Wojny, walka o władzę, zamachy, uchodźcy... Ludzie sami atakują siebie, niszcząc wszystko wkoło. Nie musi mieć miejsce kanibalizm, by świat i człowieczeństwo po trochu zanikało.

W książce można również odnaleźć pytanie, gdzie jest granica ingerencji człowieka w naprawianiu naszej rzeczywistości? Czy na prawdę każdy krok, nawet najbardziej brutalny, można usprawiedliwiać ratowaniem całej populacji? Czy to też nie pozbawia nas człowieczeństwa? Kim jesteśmy żeby ocenić, że jedno życie jest mniej ważne, niż życie tysiąca...

Te i inne wątpliwości rodzą się podczas lektury "Pandory". Osobiście pierwszy raz miałam kontakt z gatunkiem urban fantasy. Przyznam szczerze, że pomimo lekkiego języka i wartkiej akcji, trochę ociągałam się w czytaniu.  Nie jestem do końca pewna czy wynikało to z tego, że ten rodzaj literatury jednak nie jest moim ulubionym, czy może sama książka nie jest aż tak rewelacyjna. Wiele fragmentów, które miały być emocjonujące i trzymać w napięciu mnie trochę męczyło. Kiedy już czytałam, to nie sprawiało mi to trudności. Ale niestety, po odłożeniu książki ciężko było mi do niej wrócić.

Mimo moich końcowych rozterek uważam, że warto przeczytać "Pandorę". Oprócz refleksji nad tym dokąd zmierza ten świat, jest to ciekawie opisana historia, która przecież zawsze może się wydarzyć.Zwolennicy tego typu opowieści, nie powinni czuć się zawiedzeni. Obiektywnie uważam jest to dobra książka na weekend, bez wygórowanych oczekiwań.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Otwarte


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz