To już mój kolejny etap powrotu do dzieł szekspirowskich widzianych oczami współczesnych twórców. Tym razem sięgnęłam po adaptację sztuki znanej mi bardzo dobrze, nie tylko po przez oryginał, ale również poprzez późniejsze adaptacje. Muszę przyznać, że "Dziewczyna jak ocet" Anne Tyler spodobała mi się najbardziej z dotychczasowych wersji dzieł Wielkiego Dramaturga.
Kate jest córką znanego naukowca, będącego o krok od dokonania przełomowego odkrycia. Życie z badaczem jest o tyle trudne, że nie jest on w stanie zapanować na codziennością. Mama Kate zmarła kiedy ta była małą dziewczynką. W związku z tym, na jej głowie pozostała opieka nad młodszą, rozpieszczoną siostrą i prowadzenie domu. Kate jest dosyć zamkniętą i mało empatyczną osobą, jest bardzo niezależna. Jej życie tak na prawdę jest bardzo monotonne i samotne. Ale pewnego dnia wszystko się zmienia. Asystent jej ojca ma zostać deportowany, a to może zniszczyć całe lata badań. Dlatego doktor Battista knuje swoją prywatną intrygę.
Książka jest przede wszystkim lekka i zabawna. Czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Dużo w niej dobrego poczucia humoru. Kate, tytułowa "złośnica", rozbraja swoim podejściem do życia, brakiem wyczucia, jednocześnie dystansem do świata. Bardzo barwną postacią jest również Piotr, asystent Doktora Battista. Jego niedoskonała znajomość języka tworzy wiele komicznych sytuacji.
Autorka również w ciekawy sposób zwraca uwagę na to co kryje się za maską jaką przyjmują mężczyźni, radząc sobie z codziennością.
Ta powieść przypadła mi do gustu najbardziej, gdyż najłatwiej wpasowuje się w rzeczywistość. Choć fabuła bywa czasami naiwna, to taka historia zdecydowanie mogła przydarzyć się nawet w naszych czasach. Raczej spodoba się bardziej kobietom, niż mężczyznom. Taka lekka komedia z romantycznym tłem. Bez specjalnych oczekiwań. Doskonała na niedzielne popołudnie.
Polecam!
Za książkę dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz