Lubię ciepłe powieści. Lubie czasem poczuć mało miasteczkowy klimat. Dlatego chętnie zabrałam się za powieść "Całe miasto o tym mówi" Fannie Flagg. Ponoć autorka słynie z tworzenia rzeczywistych i bliskich człowiekowi postaci . Czy przekonała mnie?
Pod koniec XIX wieku na amerykańską ziemię, w okolicach Missouri, sprowadza się Szwed, Lorodor Nordstrom. Imigrant rozpoczyna uprawę roli, próbuje zagospodarować okolicę. Niebawem dołączają do niego inni osadnicy. Tereny są piękne, z biegiem czasu zaczyna powstawać miasteczko Elmwood Springs. Lordor jest bardzo szczęśliwy i wszystko byłoby idealne, gdyby nie doskwierająca mu samotność. Ponieważ w małym mieścinie nie było zbyt dużo kobiet do wyboru, przyjaciele namówili go do zamieszczenia ogłoszenia w gazecie. Traf chciał, że przeczytała je Katrina Olsen, służąca w jednej z posiadłości w Chicago. I tak zaczęła się historia zarówno rodziny Nordstoma, jak i potomków jego i jego sąsiadów. Autorka przedstawiła blisko 130 lat doświadczeń mieszkańców Elmwood Springs. W tle wplotła najważniejsze wydarzenia z życia samej Ameryki, ale też i całego świata. I tak mieszkańcy przeżywają wynalezienie samolotu, kobiety walczą o swoje prawa, mieszkańcy muszą stawić czoła wojnie. I co ciekawe starzy bohaterowie, którzy umierają, tak naprawdę nie żegnają się z otaczającym ich światem...
Kiedy zaczynałam czytać książkę, byłam pełna nadziei. Potrzebowałam ciepłej i luźnej lektury. Początek taki był. To jak Nordstrom tworzył osadę, jak prowadził korespondencję z Katriną, bardzo mi się podobało. Spodziewałam się, że cały czas będę tak zaciekawiona. Niestety, im dalej, tym bardziej czułam się zmęczona natłokiem pojawiających się postaci. To ciepło, które gdzieś było urokliwe, miejscami zmieniało się w bardzo naiwne rozmowy, podające czytelnikowi wszystko na tacy, nawet wtedy gdy pewne kwestie nie wymagały wyjaśnień. Choć czuć w powieści chęć pokazania tego, że najpiękniejsze rzeczy kryją się w prostocie, to jednak czasem odczuwałam w wielu kwestiach przesadę.Brakowało mi trochę bohatera, do którego mogłam się przywiązać, za którym teraz bym tęskniła. Pewnie tą główną postacią jest Elmwood Springs, ale tak jak pisałam nie poczułam więzi.
Lektura jest na pewno lekka, nie jest wymagająca, i pewnie pozwala miło spędzić czas. Jednak, jeśli ktoś oczekuje czegoś więcej, nawet od lekkiej lektury, może być trochę zawiedziony.
Książka do wyrobieniawłasnej oceny i opinii.
Za książkę dziękuję: